29 lip 2012

Droga Jakubowa po austriacku

Po wczorajszej burzy padało całą noc. Dziś powietrze odświerzone, jestem wypoczęty, ciuchy wyprane - właściwie mógłbym kontynuować Drogę Jakubową. No cóż, nie tym razem - jutro muszę już być w pracy.

Czas na podsumowanie.

Droga, którą szedłem z Lambach do Neumarkt am Wallersee jest bardzo malownicza. Prowadzi wśród łąk, wzdłuż górskich rzek. W tle widać wyższe góry, ale nie trzeba się wspinać. Jestem teraz na wys. 570 m. Myślę, że w dalszym przebiegu, za Salzburgiem, Innsbruckiem będzie więcej gór. Droga prowadzi doliną - to logiczne - ale w otoczeniu będą alpejskie szczyty powyżej 3 tys. m. czyli wyższe niż Tatry.

Odcinek, którym szedłem jest dobrze oznakowany, chociaż na niektórych rozwidleniach dróg przydałyby się malowane na asfalcie żółte strzałki. W ogóle asfaltu dużo, chociaż są to drogi polne, rolnicze. Czasami - jakby symbolicznie - szlak wytyczony jest przez las albo bokiem łąki. Te odcinki zresztą najtrudniejsze, szczególnie po albo w czasie deszczu.

Droga Jakubowa w Austrii jest oznaczona od granicy ze Słowacją k. Bratysławy do Szwajcarii k. Feldkirch. W sumie 810 km.

Pielgrzymów (w lipcu!) nie spotkałem żadnych. Było wielu jednodniowach "spacerowiczów", ale oni chyba nawet nie byli świadomi jaką drogą się poruszają. Byś może przyczyna leży w braku bazy noclegowej znanej nam z Hiszpanii. Owszem są po drodze pensjonaty, niektóre z nich nawet oznaczone jako schroniska dla pielgrzymów. Ale ceny najtańszego noclegu to 20 do 30 euro od osoby (ze śniadaniem). Nawet w klasztorach, gdzie wogóle nie mogą nocować turyści - tylko pielgrzymi. Gdyby policzyć na przejście przez Austrię 50 dni, to wychodzi koszt (z jedzeniem) przynajmniej 1750 euro. Nocowanie w namiocie nie jest alternatywą, bo jest - poza campingami - zabronione.

No cóż, mnie było stać tylko na jeden tydzień. Ale nie żałuję: veni, vidi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz