27 kwi 2015

Valença - Tivo

Deszcz padał przez 2 dni. Szczególnie mocno w sobotę popołudniu. Przeszedłem O Porriño idąc do Mos, ale po 1,5 godz. czekaniu w budce na przystanku autobusowym na przerwę w ulewie zrezygnowałem i wróciłem 2 km do albergue w O Porriño. Zresztą już wypełnionej po brzegi i bardzo niesympatycznej. Właściwie wszystko było tam zabronione z piciem alkoholu i wynoszeniem krzeseł na taras włącznie, a w kuchni nie było nawet jednego garnka ani talerza o mikrofalówce nie wspominając. No cóż, widocznie mieli taką umowę (zmowę?) z lokalną gastronomią... Ale przynajmniej było sucho.

Ponieważ następnego dnia była niedziela, a w dodatku rocznica śmierci mojego Ojca, najpierw znalazłem kościół i poszedłem na Mszę św. Razem z zakupami prowiantu, znalezieniem bankomatu zajęło mi to sporo czasu, więc postanowiłem podjechać pociągiem parę kilometrów. Dzięki temu zdążyłem dojść późnym wieczorem do Pontevedra. Tam albergue już trochę lepsza, spotkałem "moich" Amerykanów, Kanadyjkę i Duńczyka. Były też 2 Polki, a następnego dnia po drodze spotkałem nawet Australijki.

Po długiej i sympatycznej drodze przez górki i lasy doszedłem do Tivo. Nocuję w małej prywatnej albergue razem ze Słowakami, których też już wcześniej w Portugalii spotkałem. Zrobiłem małe pranie, w takiej tradycyjnej, galicyjskiej pralni, gdzie źródlana woda wpływa bieżąco do kamiennego zbiornika, na którego ukośnych brzegach pierze się trąc o kamień. Bardzo ekologicznie. Od tego źródła-fontanny jest nazwa albergue Catro Canos, bo są wbudowane cztery krany, z których tryska źródlana woda - gratis!

Ciekawy kościół w Pontevedra zbudowany na planie muszli
Albergue w Tivo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz